Moje prywatne Camino, 01.09.2014 - 02.10.2014 (8)

2015-09-28

Mija rok od mojej Drogi -  Camino do grobu św. Jakuba. Nie chwaliłem się nim specjalnie, opowiadając tylko tym, którzy poprosili. Ponieważ mnie poprosił Przyjaciel - Ryszard, właściciel szamotuloka.pl - spisałem wspomnienie.

Tak niewiele nam do życia potrzeba, wszystko zmieści się w plecaku.  A za Camino codziennie tęsknię!!

Paweł Łączkowski

Droga św. Jakuba, nazywana często także po hiszpańsku Camino de Santiago– szlak pielgrzymkowy do katedry w  Santiago  de Compostela w Galicji w północno-zachodniej Hiszpanii. W katedrze tej, według przekonań pielgrzymów, znajduje się ciało św. Jakuba.

Nie ma jednej trasy pielgrzymki, a uczestnicy mogą dotrzeć do celu jednym z wielu szlaków. Droga oznaczona jest muszlą św. Jakuba, która jest także symbolem pielgrzymów, i żółtymi strzałkami. Istniejąca od ponad tysiąca lat jest jednym z najważniejszych chrześcijańskich szlaków pielgrzymkowych, obok szlaków do Rzymu i Jerozolimy.

(8) Dzień siedemnasty, 20 września, sobota, z Villadangos del Paramo do Astorgi, 32 km. Dobrze spałem, przed wyjściem rozmawiam z Polakiem, który z rowerem czekał, aż będzie jasno. Nie da się rowerem po caminowych dróżkach jeździć w ciemnościach. Dziś trafiam na biedny region, widoki, które u nas można było oglądać ze 40 lat temu, no chyba że na wschodnich terenach Polski do dzisiaj. Widziałem psa leżącego na kupie gnoju, na łańcuchu, krowy w zagrodzie z żerdzi, śmieci porzucane jak u nas. Pierwszy raz w życiu widziałem winogrona w skrzynkach, na przyczepie ciągnikowej. W miejcowości Hospital de Orbigo znów zabytkowy, długi most nad rzeką Orbigo. Przed Astorgą dziwaczny Hiszpan prowadzi kramik spożywczy przydatny pielgrzymom, donativo. Przechodzący masażysta „poprawia” mu kręgosłup, ktoś się z nim na coś wymienia. Ruch w interesie. Ja część trasy idę z Jesusem, który jest miłym kompanem. Zdarzyło się, że równocześnie odmawialiśmy modlitwę „Ojcze nasz” w swoich językach. Astorga (rzymskie miasto, o historycznej nazwie Asturica Augusta) jest ślicznie położona, na wzniesieniu, ma mnóstwo zabytkowej architektury. Pozwoliło mi to na zjedzenie posiłku na tarasie albergi, z widokiem zapierającym dech w piersiach. Ponieważ pod stopą zaczęło mi coś brązowieć, udałem się do szpitala. Miła lekarka wzięła telefon z funkcją elektronicznego tłumacza i poszukała słowa: „no tężec” – co miało oznaczać, że nie ma przeszkód, bym szedł dalej. Przy katedrze w Astordze jest taki dziwny budynek, pałac biskupa, w stylu bajek Disney'a, podobno biskupi nigdy w nim nie zamieszkali.



Dzień osiemnasty, 21 września, niedziela, z Astorgi do Foncebadon, 30 km. O 6.00, po raz drugi i ostatni, obudził mnie chór gregoriański. To niesamowite przeżycie, jak ta muzyka umiała nas zachęcić w alberdze do wstawania. Wstąpiłem do otwartej już katedry po błogosławieństwo, widziałem mnóstwo ludzi zajętych wynoszeniem dokądś kilkunastometrowych sztandarów, część mężczyzn miała skórzane pasy na sobie. Wyobrażam sobie, że mieli wspinać się na te chorągwie w jakichś zawodach. Zmienia się krajobraz na pagórkowaty. Pojawia się napis, że do Santiago 245 km, z czasem będę tych zmniejszających się liczb wypatrywał z większą gorliwością. W Sta Catelina de Somoza przy barze jem posiłek. Ludzie oblegają te bary, sklepy, odpoczywają przy nich, robią zakupy. To spora część uroku Camino. Widzę parę jadącą na rowerach, on ciągnie na wózku ciężary. Nie szło im łatwo pod górkę. Przed wsią El Ganso mijam kompletnie wypalone z trawy boisko do piłki nożnej, znak, że słońce operuje tu nieźle. Mijam miejsce, gdzie pielgrzymi wieszają sporządzone z patyków krzyże. Gdy jeden zacznie, po jakimś czasie pojawiają się tysiące, na kilkuset metrach... No i przychodzę do Foncebadon, górskiej wioski, bez asfaltu, bez internetu, z jednym sklepem. Trafiam do albergi parafialnej, donativo. Na wstępie częstują mnie popcornem. Najpierw zaintrygował mnie widok czterech pań spisujących wrażenia po kolejnym dniu drogi. Tutaj większość idących wieczorami robi notatki.



Ja nie miałem wówczas ani nastroju, ani sił. Pisałem na gorąco krótkie hasła, które teraz odtwarzam, rozwijam na papierze. Przed kolacją barwny tłumek śpiewał na werandzie albergi miłe piosenki, nastrój szampański się udzielał. Na fotografiach widać wspólny posiłek, suto zaprawiony winem, dlatego uśmiecham się serdecznie. Pytam hostelero, o której należy wyjść w drogę, by za jasna dotrzeć pod Cruz de Ferro, ustalamy, że o 8.00.

Dzień dziewiętnasty, 22 września, poniedziałek, z Foncebadon do Ponferrady, 30 km. Z tym wyjściem i tak było zbyt późno, bo wszyscy wyszli przede mną. Ruszyłem ok. 7 rano. Początkowo w ciemnościach, dlatego każdy idący świecił sobie latarką.



Wyglądało to bardzo tajemniczo, jakby w górę wspinał się świetlny wąż. I ta cisza... Niestety, zaczął siąpić deszczyk. Na górze Cruz de Ferro stoi krzyż, pod którym usypano kamienny kopiec, złożony z kamyków, które każdy przynosi sprzed własnego domu. Odrzucenie tego kamienia oznacza symboliczne odrzucenie grzechu. Ja miałem kawałek granitu, miałem też muszelkę - intencję od Martyny. Długo zastanawiałem się, gdzie i jak położyć muszelkę, aby nie została zaraz podeptana. Przeszkadzały ciemności i coraz bardziej lejący deszcz. Tam powoli zaczęło się dla mnie cierpienie. Ból prawej nogi, strumyczki zamieniające się w strumienie padającej wody. Deszcz w górach zawsze napawał mnie lekkim lękiem, zaś tutaj, 3 tys. km od domu, tym bardziej! Było ciężko, a przy tym, łatwo się domyśleć, wszyscy mnie wyprzedzali. Stąpałem powoli, lękając się, że jeden nierozważny krok może zakończyć moje Camino. Rozczuliła mnie żółta strzałka skierowana prosto w głęboką kałużę. Ale najpierw odwiedziłem przedziwną albergę, bez prądu i innych cywilizacyjnych wygód, gdzie spało 5
mężczyzn, 1 kobieta i prawdziwy... wilk. W Manjarin mieszka pewnie ostatni templariusz, który kultywuje dawne tradycje, ubiera się w tradycyjny strój. Osobliwość lokalna. Po pewnie dwóch godzinach wędrówki górskim szlakiem w deszczu z wielką radością dostrzegłem dachy domostw El Acebo. Śliczne El Acebo... jak w domu! I zaświeciło słońce! Do dziś pamiętam ulgę po przejściu gór i smak kawy w pierwszym barze. Serwowali w wielkich kubkach i było „Wi-Fi bez hasła” :). Ponieważ nie przemokłem, po ogrzaniu się ruszyłem do następnej miejscowości, w dół. Na tym odcinku była jedyna skała, która przypominała górski szlak w Tatrach, trzeba było nie lada uwagi, by z niej zejść. Kolejna kawa w Mollinaseca, i w dół. Teraz szlak górski był bardzo ładny. Cały dzień szedłem sam. Zaplanowałem dojść do Ponferrady, jeszcze 8 km. Z daleka widziałem charakterystyczną wieżę kościoła, niestety, jeszcze daleko. Później słyszałem i widziałem latający ponad miastem helikopter. Okazało się, że w Ponferradzie odbywały się tego dnia mistrzostwa świata w kolarstwie. Później dowiedziałem się, że mistrzem został Polak, Michał Kwiatkowski. Nie spodobało się to Jesusowi, którego parę dni później znów spotkałem, a który kibicował kolarzom hiszpańskim, oczywiście. Na parkingach w Ponferradzie stało mnóstwo camperów, aut - sypialni, z rowerami na bagażnikach. W olbrzymiej alberdze dostałem łóżko na parterze, nade mną mieszkał Japończyk, który po późnowieczornym „menu peregrinos”, do którego dodawano wina do woli, miał kłopoty z wejściem po drabince do łóżka. Za to tuż po przybyciu do pokoju przywitałem się z Hiszpanem, kolarzem, który poczęstował mnie batonikiem. Taki prosty, miły gest na obczyźnie. Ponferrada słynie z doskonale zachowanego zamku templariuszy, który obszedłem z zewnątrz, w drodze na zakupy.



KOMENTARZE(2)

Redakcja serwisu zastrzega sobie prawo do usuwania komentarzy zawierających wulgaryzmy i inne nie stosowne wypowiedzi oraz nie ponosi odpowiedzialności za treści zawarte w komentarzach.Komentarze pojawią się po akceptacji moderatora.
Oświadczam, że zapoznałem się z regulaminem i akceptuję jego postanowienia.
Andrzej H. 2017-05-10 20:34:25

Piękne przeżycia, pięknie przelane na papier SUPER!!! a cisza z racji otwartej gęby i podziwu wytrwałości GRATULUJĘ PAWEŁ!

Paweł 2015-10-02 23:38:46

Hop, hop... Taka dziwna cisza - ciekawe, czy ktoś jeszcze ze mną ,,idzie''? Śledzi ktoś od początku wszystkie odcinki? Marzycie, by się skończyło? Jakieś refleksje się nasunęły? Proszę, piszcie!
Wytrwałym obiecuję jeszcze niejedno Świadectwo.
Pozdrawiam
p.

Strona 1 z 1 1
Odwiedziny: 2 022 528  ,